Archiwum luty 2005


lut 28 2005 Dwie tabletki. Spokój ducha. Na nowy tydzień....
Komentarze: 0

Dwie zielonkawe, niepozorne i smierdzące tableki. Takie zwyczajne. Ale dają spokoj psychice.

Budrel. Wszedzie jest smietnik. W moim otoczeniu, w mojej glowie, myslach. Otacza mnie strach i niepewnosc- poradze sobie? Juz od jutra musze stawic czola kolejnym zmianom,ale jednoczesnie rutynie. Musze sobie wmowic, ze nie pozwolę się wgnieść w ziemie. Musze wlaczyc, znać swoją wartość. Tylko skąd brać na to wszystko siły? Jak mam sobie wmowic, ze mam wieksza wartosc, intelekt niz ta siedzaca obok mnie? Jak mam sie bronic przed zdeptaniem?

Samonapedzajace sie kolo. Blagam, tylko nie depresja. Tylko nie ograniajaca nie nicość.

Ostatnio, gdy teoretyczne powinnam sie cieszyc zaczelam sie bac. Taki okropny strach, lek przed niewiadomo czym. Czulam, jak cos siedzi mi na karku i nie chce puscic. I sie zyczajnie bylam, tylko nie wiedzialam czego. Chcialam worcic do domy, tylko po co? Do kogo?   Az ulge przyniosly nie dwie, a cztery tabletki. I byl spokoj. Az do wieczora nastepnego dnia.

Błędne koło.

 

1000kalorii : :
lut 19 2005 Oszustwo...
Komentarze: 5

Juz dawno to chcialam powiedziec, napisac... Kiedys pojawil sie KTOS, kto zdecydowal sie spojrzac na mnie troche inaczej niz cała reszta. Zobaczył chyba we mnie kobietę. Probowal, chociaz bylo to bez ladu i skladu. Sama nie wiedzialam o co chodzi, tzn czulam co sie kroi, ale nie bylam pewna. Ludzie na okolo mielu ubaw po pachy, a ona ani w tą, ani w tamą... Stał, trwał w bezruchu....  Nic. krok do przdoru i cisza. Nic. I znowu krok do przodu i dlugo, dlugo NIC. Nie mial u mnie szans. Okropnie sie z tym czulam, jak zniewolona. Stracilam do niego jakikolwiek szacunek, bo jak on MOGL na mnie spojrzec jak an kobiete? Jak JA moglam mu sie PODOBAC? Niemozliwe i niewyborazalne. Niesmowite, wrecz nieziemskie... Okropnie sie czulam. Osaczona ze wszystkich stron. A przciez to byl tylko jeden, jedyny czlowiek, ktory moze chcial zawrzec ze mna blizsza znajomosc? Ucieklam, jak zwykle zreszta. Nie potrafilam, wydal mi sie totalnie obrzydliwy, okropny, wrecz straszny i szkaradny. Odrazu powidzialam mu, ze nic z teog nie bedzie. Prbowal dalej... Btlo coraz gorzej... Do dzis wszydze sie teg co zrobilam. A ja nic innego nie zrobilam tylko z nim tanczylam pol wieczoru ... I przez to nie moge ogladac zdjec z tego wieczoru, nie moge o tym myslec, a jak wspominam to, to jestm na siebie wsciekla do granic mozliwosci i nie moge o tym myslec. To bylo okropne, a jednak to zrobilam. Zwyczajnie tanczylam z nim. Ciagle kolatalo mi sie po glowie "co ty robisz? dlaczego i po co?", ale to nie pomoglo. Ten wieczor byl dla niego.

Bylo jeszcze kilku takich... Ale jak zwykle NIC. Bo ja nie umiem, nie jestem w stanie.

A teraz moge sie oszukiwac, ze jestem sama z wyboru, bo przeciez ktos sie mna kiedys zainteresowal. Tymczasem to nie jest wybor, to jest... Nie wiem co to jest. Ale to ŻADEN wybor, ja poporstu stoje, tkwie uwiklana w jakas piekielna petle uczuciowa... Wiec nie jestem sama z wyboru, ja zwyczajnie nie potrafie byc z kims.  

To tyle, a teraz wyjezdzam i mam nadzieje na lekki odpoczynek i dystans.

Kurtyna.

1000kalorii : :