Juz dawno to chcialam powiedziec, napisac... Kiedys pojawil sie KTOS, kto zdecydowal sie spojrzac na mnie troche inaczej niz cała reszta. Zobaczył chyba we mnie kobietę. Probowal, chociaz bylo to bez ladu i skladu. Sama nie wiedzialam o co chodzi, tzn czulam co sie kroi, ale nie bylam pewna. Ludzie na okolo mielu ubaw po pachy, a ona ani w tą, ani w tamą... Stał, trwał w bezruchu.... Nic. krok do przdoru i cisza. Nic. I znowu krok do przodu i dlugo, dlugo NIC. Nie mial u mnie szans. Okropnie sie z tym czulam, jak zniewolona. Stracilam do niego jakikolwiek szacunek, bo jak on MOGL na mnie spojrzec jak an kobiete? Jak JA moglam mu sie PODOBAC? Niemozliwe i niewyborazalne. Niesmowite, wrecz nieziemskie... Okropnie sie czulam. Osaczona ze wszystkich stron. A przciez to byl tylko jeden, jedyny czlowiek, ktory moze chcial zawrzec ze mna blizsza znajomosc? Ucieklam, jak zwykle zreszta. Nie potrafilam, wydal mi sie totalnie obrzydliwy, okropny, wrecz straszny i szkaradny. Odrazu powidzialam mu, ze nic z teog nie bedzie. Prbowal dalej... Btlo coraz gorzej... Do dzis wszydze sie teg co zrobilam. A ja nic innego nie zrobilam tylko z nim tanczylam pol wieczoru ... I przez to nie moge ogladac zdjec z tego wieczoru, nie moge o tym myslec, a jak wspominam to, to jestm na siebie wsciekla do granic mozliwosci i nie moge o tym myslec. To bylo okropne, a jednak to zrobilam. Zwyczajnie tanczylam z nim. Ciagle kolatalo mi sie po glowie "co ty robisz? dlaczego i po co?", ale to nie pomoglo. Ten wieczor byl dla niego.
Bylo jeszcze kilku takich... Ale jak zwykle NIC. Bo ja nie umiem, nie jestem w stanie.
A teraz moge sie oszukiwac, ze jestem sama z wyboru, bo przeciez ktos sie mna kiedys zainteresowal. Tymczasem to nie jest wybor, to jest... Nie wiem co to jest. Ale to ŻADEN wybor, ja poporstu stoje, tkwie uwiklana w jakas piekielna petle uczuciowa... Wiec nie jestem sama z wyboru, ja zwyczajnie nie potrafie byc z kims.
To tyle, a teraz wyjezdzam i mam nadzieje na lekki odpoczynek i dystans.
Kurtyna.